Po sprawnym spakowaniu namiotu, nie niepokojeni przez nikogo, ruszamy na kąpiel w Balatonie. Po drodze wchodzimy jeszcze do Lidla, tam doznajemy szoku widząc ciekawą maszynę, która każdą butelkę (także plastikową) zamienia na wirtualne forinty. Warunkiem przyjęcia jest odpowiednia masa oraz marka dyskontu. O 7:30 jesteśmy już na jego brzegu jako pierwsi. Jedyna ławka w późniejszych godzinach okazuje się być wielce pożądanym celem. Nawet w godzinach silnego słońca szykowała się na nią konkurencja, więc aby nie było wątpliwości konstruuję nad nią dach zaimprowizowany z elementów naszego namiotu. Nasz pierwotny plan jazdy na Lublanę zostaje odroczony - korzystamy z uroków słońca i wody. A. jest zachwycona temperaturą i głębokością jeziora.
Balaton okazuje się być dość specyficznym zbiornikiem. Ze względu na swą niesamowitą płytkość szybko się nagrzewa i stygnie. Z samego rana miał temperaturę Bałtyku na początku września, jednak już koło godziny 11 zrobił się dość przyjemny do przebywania. Po 14 nie dawał już żadnej ochłody i stawał się wspominaną przez Tirowców "zupą".
Po południu zbieramy się powoli do odjazdu. Przed zmrokiem chcemy dostać się na stację benzynową na autostradzie, żeby stamtąd startować już z samego rana i wydostać się z Węgier. Wydajemy ostatnie forinty na wczorajszy chleb i napój, po czym próbujemy coś łapać. W końcu zatrzymuje się auto, dwoje ludzi w środku - starszy pan i jego dorosła córka, oboje wracają z wakacji we Francji. Córka płynnie mówi po angielsku, co jest oczywiście rzadkością w tych rejonach. Zabierają nas aż do zjazdu na autostradę, skąd próbujemy pieszo, idąc za płotem wzdłuż drogi, dostać się na stację benzynową znajdującą się niedaleko. Z planu jednak nici - wszędzie rośnie wysoka kukurydza, a dodatkowo odstraszają nas ślady różnej zwierzyny. Po dłuższym zastanowieniu i jeszcze dłuższej próbie złapania czegoś przed zjazdem, postanawiamy wejść na autostradę. Niestety pobocze jest wąskie, a pas wjazdowy na tyle szeroki, że nawet jeśli coś chciałoby się zatrzymać to nie ma gdzie. Przed 20 schodzimy na łączkę między jezdnią, a zjazdem i wjazdem na Fonyod i tam rozbijamy obóz. To dotychczas najbezpieczniejsze miejsce, w którym przyszło nam spać.
Wniosek nr1: Ślimaki na autostradach to najlepsze miejsce noclegowe
Wniosek nr2: Warto mieć ze sobą nożyce do drutu :)